Gdy byłam mała pilnie słuchałam opowiadanych bajek. Teraz sama je piszę.
Krótkie wprowadzenie:
W małym palestyńskim miasteczku dzieci znalazły polską książkę z bajkami zgubioną przez turystów. Pokazują ją starej bajarce Miriam. Ona nie umie czytać po polsku ale ogląda ilustracje i opowiada im własne bajki, które do nich pasują. Oto bajka, którą opowiedziała Miriam, gdy zobaczyła ilustrację do książki „O krasnoludkach i sieroce Marysi”.
Czerwone buciki
– Opowiem wam o tej bosej dziewczynce z obrazka i tym dziwnym małym człowieczku w spiczastej czapeczce. Widzicie jego wielką księgę i gęsie pióro? To przedziwna historia – zaczęła Miriam.
Zdarzyła się wcale nie tak dawno i zupełnie niedaleko. Tam za tym wzgórzem, które widać stąd są resztki starego kamiennego muru z wielką bramą całą z marmuru. Jest już zniszczona i porosły ją trawa i krzewy. Znacie to miejsce na pewno. W końcu wciąż włóczycie się po okolicy, prawda?
Historia tego muru i bramy sięga bardzo dawnych czasów. Postawili je Rzymianie dwa tysiące lat temu. Oni uwielbiali budowanie wodociągów i kanalizacji. Gdzie tylko przybywali, jaki tylko kraj podbijali, a tym się głównie zajmowali, natychmiast budowali tam kanalizację. U nas było to samo. Ledwie się zadomowili, już przystąpili do budowy kanalizacji i wodociągów. Mur, o którym opowiadam to rzymski akwedukt, czyli wodociąg. W murze były rynny, którymi woda płynęła z gór do miasta.
Rzymianie odeszli tak samo nagle jak przyszli. Na temat bramy zaczęły krążyć różne dziwne opowieści. Jedni mówili, że tam straszy, inni, że grasują w jej okolicy jacyś zbóje, którzy napadają na podróżnych. Byli też tacy, którzy wzruszali ramionami i twierdzili, że to tylko wiatr gwiżdże w ruinach i tacy, co widzieli tam lisa lub kota.
– Nic takiego – mówili – Nie opowiadajcie bredni!
Tymczasem wielu podróżnych zaczęło na wszelki wypadek omijać starą bramę.
Nie, wcale się nie boimy duchów ani żadnych demonów- zwykli mawiać – tylko nam nie po drodze tamtędy. Wolimy chodzić nową drogą, przez oliwne gaje. Tam jest więcej cienia. – Ale, tak naprawdę nikt im nie wierzył. Nowa droga prowadząca przez oliwne gaje była dłuższa i kamienista i nigdzie po drodze nie było źródła z wodą. Tymczasem tuż koło bramy było źródełko z zimną i przyjemną wodą. Nikt nie wybrałby nowej drogi, gdyby nie obawiał się przechodzenia przez starą rzymską bramę.
Pewnego dnia zawędrowała do tego miejsca mała dziewczynka z bosymi stopami. Miała na imię Aida. Była zapłakana i miała zaczerwieniony nos. Uciekła jej koza. Babcia staruszka powierzyła jej opiekę nad kozą i przykazała:
– Pilnuj kozy jak oka w głowie. To nasza żywicielka.
Koza rzeczywiście żywiła dziewczynkę – sierotkę i jej jedyną opiekunkę babcię. Z koziego mleka babcia robiła ser i jogurt. Dziewczynka i jej babcia były biedne i całkiem same na świecie. Utrata kozy byłaby dla nich wielką katastrofą.
Zazwyczaj Aida pasła swą kozę na łące opodal wioski. Takie pilnowanie kozy jest jednak okropnie nudne, więc pewnego dnia Aida zasnęła w cieniu wielkiego oleandra.
Jakież straszne było przebudzenie Aidy! Otworzyła oczy, rozejrzała się wokół i zerwała się na równe nogi. Kozy nie było. Najpierw biegała wokół oleandra wołała:
– Kózko! Kochana! Śliczna! Gdzie jesteś? Kózko!
Potem chodziła po całej okolicy i coraz ciszej i smutniej wołała:
– Wróć do mnie kózko. Proszę, wróć…
Kozy nigdzie nie było. Aida spojrzała przed siebie, a u jej stóp wiła się wstążka starej drogi między wzgórzami. Daleko przed nią stała samotnie rzymska brama z białego kamienia. Po murze po jej prawej i lewej stronie zostały tylko ruiny. Brama wyglądała bardzo ładnie. Wielkie i ciężkie kolumny stały po obu stronach drogi. Na nich oparty był ogromny łuk, pod którym mógłby przejść nawet słoń. Podróżnym zupełnie wystarczało, by zmieścił się tam koń lub wielbłąd. Słonie bowiem nie zamieszkiwały tej okolicy.
Aida nie zastanawiając się wcale ruszyła przed siebie. Bose nogi bolały ją od chodzenia po kamiennej drodze. Popołudniowe słońce mocno dokuczało, ale dziewczynka wytrwale wędrowała. Bardzo powoli przybliżała się do bramy. Droga okazała się dość daleka jak dla małych i bosych nóżek dziecka.
Gdy dotarła wreszcie do bramy, usiadła zmęczona w cieniu starożytnych murów.
– Ach, gdybym tak miała trochę wody – powiedziała cicho dziewczynka do siebie.
– Ja mam wodę! Ja mam wodę! – zawołał mały brodaty człowieczek w spiczastej czapeczce, który wyskoczył nagle zza muru rzymskiej budowli. Aida poderwała się wystraszona i już chciała uciekać, gdy mały ludzik znów zawołał. – Nie uciekaj! Dam ci trochę wody, ale nie za darmo. Co mi dasz w zamian? – krzyczał głośno, podskakiwał i machał rękami – Stój! Stój!
Dziewczynka się zatrzymała i przyglądnęła człowieczkowi. Był o połowę mniejszy od niej, ale wyglądał na całkiem dorosłego i miał tak długą siwą brodę, że mógłby się o nią potknąć. Na głowie miał śmieszną czapeczkę, a obok niego leżała na trawie wielka księga oprawiona w skórę. Wyglądała na bardzo starą i niezwykłą.
– To ty nie wiesz, że nieładnie jest straszyć dzieci? – spytała zagniewana Aida.
– Bardzo, ale to bardzo lubię straszyć dzieci! -zawołał uradowany człowieczek wciąż podskakując i fikając koziołki. – To takie zabawne i dobrze mi robi na trawienie!
– Jesteś nieuprzejmy i źle wychowany, ty… A ty właściwie kim jesteś? – spytała.
– Jestem dżinem tej bramy.
– To bramy mają swoje dżiny?
– Nie! – wrzasnął człowieczek i tupnął ze złością, ale tym razem Aida już się nie przestraszyła – Ja mam bramę, a nie ona mnie! – krzyczał.
– Ty jesteś dżinem?! -śmiała się Aida. – Dżiny są wielkie i potrafią wszystko wyczarować. Poza tym jak nie przestaniesz krzyczeć to sobie pójdę – powiedziała dziewczynka stanowczo, położyła ręce na biodrach i zrobiła najgroźniejszą minę, jaką potrafiła.
– Eeee, idź sobie lepiej. – odparł dżin i pokazał dziewczynce język. – Żadnej zabawy z tego nie będzie – machnął ręką zrezygnowany. – Ja nie jestem dżinem? Ja?! A co z ciebie w ogóle za dziecko?!
– Normalne – powiedziała Aida trochę zaskoczona.
– Normalne?! Normalne dziecko, a jeszcze w dodatku dziewczynka, to powinna się przestraszyć na mój widok i przynajmniej piszczeć (najbardziej lubię piszczenie), beczeć i uciekać do mamy. A ty co? Jeszcze mi tu się wymądrzasz. Idź sobie – powiedział ponuro, usiadł na trawie i obrażony zaczął czytać swoją księgę.
– A woda?
– Nie ma wody. – uciął krótko i nawet nie popatrzył na dziewczynkę.
– A ja mam tu pistacjowe ciasteczka, ha ha- pochwaliła się Aida i wyjęła z kieszeni dwa ciasteczka zawinięte w papierek. Były troszkę zgniecione, ale i tak człowieczek zerwał się na równe nogi.
– Ciasteczka?! Daj mi ciasteczka! -wołał znów podskakując jak piesek, który czeka na kostkę.
– Najpierw woda. Chce mi się pić. – Aida postawiła sprawę jasno. Dżin pobiegł gdzieś za mur, zniknął na chwilę, a niedługo potem wrócił z miną zwycięzcy. Niósł gliniany kubek pełen zimnej, czystej wody.
– Ciasteczka! Ciasteczka! – podskakiwał.
Oba ciasteczka zjadł w okamgnieniu. Aida nawet nie zdążyła wypić kubka wody, gdy po ciasteczkach nie było już śladu.
– To teraz porozmawiamy – powiedziała dziewczynka.
– Ja z tobą nie rozmawiam. – odparł dżin i obrócił się tyłem.
– Czy nie widziałeś tu kozy? – zaczęła Aida nie przejmując się humorami małego ludzika. – Nie przechodziła tedy? Taka biała. Zwykła koza. Widziałeś ją?
– Nie.
– Nie?
– Nie. Zwykłej kozy nie widziałem, ale za to widziałem jedną zupełnie niezwykłą kozę! – powiedział dżin i wciąż stojąc tyłem do dziewczynki spokojnie zbierał okruszki z ciasteczek, które wplątały mu się w brodę.
– Niezwykłą? – zdziwiła się Aida.
– Zupełnie niezwykłą. Bo widzisz, opowiadała mi – mówił człowieczek z brodą – że okropnie się nudziła na łące, bo nikt z nią nie rozmawiał.
– Koza ci to mówiła? – Aida patrzyła na dżina jakby sprawdzała, czy całkiem zwariował, czy też żarty sobie z niej robi.
– Koza, tak, koza. – powiedział stanowczo.
– Kozy nie mówią – skwitowała dziewczynka.
– Oczywiście, że mówią, tylko po koziemu. Ty niestety, pusta główko, nie znasz koziego, ale ja znam wszystkie języki ludzi, zwierząt i roślin. – powiedział dumnie i pogładził z godnością swą długą brodę.
– Tak? I co ci jeszcze mówiła? – zapytała Aida.
– Mówiła, że nikt jej nie opowiada ciekawych historii, a one je uwielbia. Długo tu siedziała i słuchała bajki z mojej Księgi Bajek Rozmaitych.
Aida nie mogła uwierzyć w opowieści dżina. Ten jednak obiecał znaleźć jej zaginioną kozę, jeśli dziewczynka zdradzi mu swoje największe marzenie.
– Jedna dziewczynka w naszym miasteczku ma czerwone buciki. Są śliczne i błyszczące. Chciałabym mieć takie same, ale nie mamy pieniędzy, by takie kupić.
– Buciki? – zdziwił się mały ludzik. – Coś podobnego! Buciki!
Koza powędrowała już dość daleko. Chciała przeżyć przygodę i usłyszeć mnóstwo ciekawych opowieści. Ruszyła więc na kozią wyprawę w poszukiwaniu ciekawego życia.
– To znaczy moja koza uważa, że jestem nudna?
– No, tak. Prawda, że straszne? – zaśmiał się dżin i aż podskoczył uradowany. – Twoja koza ma cię za okropną nudziarę. – chichotał.
– Ruszajmy w drogę! – zawołała Aida – Musimy ją odnaleźć zanim przytrafi się jej coś złego. Babcia by mi tego nie wybaczyła.
Dżin zamknął swoją wielką księgę i z wielki trudem dźwignął z ziemi.
– Uff- stękał z wysiłku. – och, jaka ciężka – sapał.
– Zamierzasz ruszać na poszukiwanie mojej kozy z tą księgą?! – oburzała się dziewczynka z bosymi nogami – Przecież ona jest tak wielka, że wcale cię zza niej nie widać!
– Nigdzie nie ruszam się bez jednej z moich ksiąg. Ta jeszcze wcale nie jest największa i najcięższa. – dyszał dżin. – Gdybyś zobaczyła moje Kompendium o Smokach! To jest dopiero księga! Mógłbym pod nią zamieszkać, gdyby ją obrócić grzbietem w górę i zrobić z niej namiot. – Złapał księgę mocno pod pachę i ruszył dziarsko w drogę. Już po chwili musiał jednak zmieniać pozycję, gdyż było mu bardzo ciężko i niewygodnie. Położył sobie księgę płasko na głowie i maszerował dalej.
Koza odnalazła się w niewielkiej dolince pełnej dzikiego tymianku. Dolina przepięknie pachniała, a koza zajadała się w najlepsze smakowitym zielem.
Gdy koza zobaczyła Aidę, przyszła i trąciła ją łbem w bok. Nie było to zbyt serdeczne powitanie. Za to gdy ujrzała dżina wpadła w znakomity nastrój. Swoją radość okazała po koziemu. Ubodła dżina w brzuch, a gdy padł na ziemię wylizała mu twarz ostrym jęzorem.
– Tak, tak, kózko, ja też cię lubię – powiedział dżin usiłując podnieść się i dźwignąć księgę, która upadła razem z nim.
– Dlaczego ona ciebie bardziej lubi? – pytała Aida z płaczem na końcu nosa- Przecież to moja koza.
A dżin, swoim zwyczajem, nie był zbyt delikatny. Bez zbędnych ceregieli powiedział:
– Bo ty, dziewczynko bez czerwonych bucików, traktujesz ją tylko jak zbiornik z mlekiem, który może uciec! Ha! Nie becz! Nie skończyłem jeszcze! – dżin fikał i podskakiwał wysoko – A ja czytam jej bajki! Ot, co! Nie becz, mówiłem!
– Nie beczę- chlipała Aida, której nigdy dotąd nie przyszło do głowy, żeby gadać z kozą- Ja chcę do domu.
– Proszę cię bardzo! Wracaj do domu. Tylko nie zdziw się, jeśli koza znowu ci ucieknie.
– To co mam zrobić, żeby nie uciekła?
Mały ludzik podskoczył w górę jak sprężynka. Zaśmiał się głośno i wyciągnął ręce z Księgą Bajek Rozmaitych do Aidy.
– Proszę. Tu jest prezent ode mnie. Czytaj kozie bajki.
– Ale… ale…
– Zabieraj to dziewczyno, bo mi ręce odpadną. To jest ciężkie! A teraz ty będziesz to nosić! Ha! Ha! A ja pochodzę sobie z jakąś mniejszą książeczką.
Aida wróciła do domu późno. Długo w nocy oglądała Księgę Bajek Rozmaitych. Było w niej mnóstwo zapisanych piórem gęsim literek. Pięknie zaokrąglonych i z mnóstwem uroczych zawijasów. Na początku każdej bajki namalowano kolorowymi atramentami prześliczne pierwsze litery. Strony na górze i na dole też były ozdobione kolorowymi wzorami. Księga była wspaniała. Niestety Aida nie umiała czytać. Nie potrafiła przeczytać bajek, które kryły się w tych pięknych zapisanych literach. Dziewczynka nie mogła zasnąć tej nocy. Aż do rana gładziła skórzaną oprawę książki i myślała o bajkach, które były w środku, a których nigdy nie pozna.
Rano dziewczynka uwiązała kozę na sznurku i prowadząc ją starą rzymską drogą pomaszerowała oddać dżinowi księgę.
– Przykro mi bardzo – powiedziała, gdy wreszcie dotarła do bramy – ale muszę ci to oddać. Nie potrafię czytać, więc cóż mi po takim prezencie.
– Nie potrafi czytać! Nie potrafi czytać!- skakał w górę i ryczał ze śmiechu mały człowieczek i aż się potknął o własną brodę z tego rozbawienia. -No nie! Taka mądrala i nie umie czytać!
– Przestań natychmiast! – zawołała Aida. – Wolałabym dostać w prezencie czerwone buciki – powiedziała nieco ciszej.
– Czerwone buciki?! A to dopiero! – dżin turlał się po trawie trzymając się za brzuch, jakby miał mu pęknąć z tego śmiechu.
Dziewczynka wzruszyła ramionami, odwróciła się na pięcie i ciągnąc za sobą kozę, która wcale nie chciała iść, ruszyła w drogę powrotną.
– Stój! – wrzasnął dżin i zarówno Aida jak i je koza stanęły jak wryte. – Stój natychmiast i wracaj tu! – rozkazał takim tonem, że dziewczynka zawróciła bez dyskutowania. To nie była dla niej zwyczajna sytuacja. Była bardzo upartą dziewczynką.
– O co ci chodzi, ty mała, rozwrzeszczana, złośliwa paskudo? – zapytała Aida.
– Dostaniesz czerwone buciki, jak zrobisz coś bardzo ważnego.
– Tak, a skąd ty paskudo weźmiesz te buciki, co? I co takiego ważnego może zrobić mała dziewczynka.
– O buciki się nie martw. W końcu jestem dżinem, chociaż mi w to nie wierzysz. Buciki będą. Ale najpierw powiem ci, co ważnego może zrobić mała dziewczynka. Może nauczyć się czytać i pisać.
– Co takiego? Czytać i pisać? – Aida miała oczy szeroko otwarte ze zdziwienia. Nie spodziewała się takiej propozycji. – Ja nie umiem się nauczyć. -powiedziała nieśmiało. – Całą noc oglądałam księgę i nic. Niczego nie udało mi się przeczytać.
– O rety! Jesteś głupsza od tej kozy! – krzyczał dżin – Ktoś mądry, kto umie czytać i pisać musi cię nauczyć. Jeśli będziesz sama gapić się na księgę, to minie sto lat a ty i tak niczego się nie nauczysz!
– Nie znam nikogo mądrego. Nic z tego nie będzie. – odparła dziewczynka. – Chyba że… chyba że ty mnie nauczysz! -zawołała uradowana.
– Oooo, nie! Jeszcze tego brakowało! Nie będę nikogo uczył! Nie znoszę uczyć! A ty jesteś wyjątkowo nieznośna! – bronił się dżin na niby, bo właśnie taki był jego sprytny plan. Nie mógł zaproponować Aidzie, że sam będzie ją uczył. Już na tyle poznał dziewczynkę, że wiedział, że natychmiast by zaprotestowała.
– Proszę…
– Nie – dżin był nieugięty
– Proszę…
– Nie ma mowy.
– Będę przynosiła ci ciasteczka pistacjowe… – prosiła Aida.
Dżin spojrzał na Aidę i wyraźnie było widać rozlewający się na jego brodatej twarzy pistacjowy uśmiech.
– Ciasteczka? Pistacjowe?
– Tak, pistacjowe.
– Codziennie ciasteczka pistacjowe?
– Tak, będę przychodziła codziennie i zawsze z ciasteczkami pistacjowymi.
Mały brodaty ludzik odtańczył taniec ciasteczkowy i fiknął przy tym kilkanaście koziołków.
– Zgoda! Jutro rano zaczynamy lekcje. Tylko nie zapomnij o ciasteczkach!
Gdy rano stadko wróbli latało nad rzymskim akweduktem, widziało w dole malutkiego ludzika w szpiczastej czapeczce, dziewczynkę z bosymi stopami i kozę.
Aida musiała wstać bardzo wcześnie, by przybyć na lekcję punktualnie. Brama była dość daleko, a boso ciężko się szło kamienistą drogą.
Dżin czekał na dziewczynkę z zeszytem i wielkim gęsim piórem. Gdy tylko zobaczył ją z daleka zaczął skakać i fikać koziołki.
– Ciasteczka! Masz ciasteczka?!
– Mam, jasne, że mam. Przecież obiecałam.
Lekcja trwała dość długo. Aida rysowała w zeszycie litery i kręciła przy tym kółka językiem. Postawiła sto kleksów i po łokcie usmarowała się atramentem. Na koniec gęsie pióro złamało się w połowie i było po pisaniu. Znudzona koza zaczęła głośno beczeć i nauka musiała się skończyć.
I tak przez wiele dni dżin uczył dziewczynkę czytać i pisać. Początkowo szło jej słabo. Potem nieco lepiej, a po kilku tygodniach czytała i pisała już całkiem nieźle.
– Czy ja już umiem czytać i pisać? – pytała dżina.
– Jeszcze nie. Musisz przeczytać całą Księgę Bajek Rozmaitych i dopiero wtedy uznam, że nauka czytania i pisania jest skończona.
Trwało to bardzo długo. Aida upiekła jeszcze mnóstwo ciasteczek pistacjowych. Dżin mnóstwo ich zjadł. Zawsze przed lekcją i zawsze strasznie łapczywie.
Dziewczynka czytając księgę śmiała się i płakała. Bała się razem z bohaterami bajek, gdy groziło im niebezpieczeństwo i klaskała w dłonie, gdy historia dobrze się kończyła. W końcu przeczytała. Odłożyła wielką księgę i rozpłakała się.
– To już koniec – pociągała nosem Aida – a tak cudownie się czytało. Będzie mi teraz strasznie smutno – mówiła.
– Hej, mała! Nie becz! Przeczytałaś jedną książkę i już beczysz? Na świecie jest miliony książek! Wszystkie teraz możesz przeczytać! Ty wiesz jaki zdobyłaś skarb?! I to wszystko dzięki mnie! – fiknął koziołka mały dżin.
– No i trochę dzięki ciasteczkom pistacjowym.
– Trochę…- przyznał dżin.
– Mam największy skarb na świecie – śmiała się Aida i zatańczyła z dżinem taniec ciasteczkowy.
– No, no, no! Już wystarczy! – wstrzymał ją mały człowieczek – Może by tak trochę szacunku dla starszego i mądrzejszego!
– Dziękuje…- powiedziała Aida – Będę cię odwiedzać i przyniosę ci ciasteczka pistacjowe.
– Obiecujesz?
– Obiecuję!
Dziewczynka wraz z kozą i Księgą Bajek Rozmaitych wróciły do domu. Od tego dnia koza już nigdy nie uciekła dziewczynce. Gdy tylko wyszły na łąkę Aida czytała. Najpierw przeczytała księgę dziesięć razy, a potem przeczytała jeszcze tysiąc innych książek. Każda z nich przynosiła nowe wzruszenia, nowe przygody, nowych przyjaciół.
Gdy szła w odwiedziny do dżina zawsze miała ze sobą ciasteczka pistacjowe i już z daleka widziała jak jej mały przyjaciel skacze z radości, fika koziołki i potyka się o własną brodę.
A! Zapomniałam, bo Aida też zupełnie zapomniała! Gdy wróciła po ostatniej lekcji czytania i pisania, w domu, koło jej łóżka stały śliczne czerwone lakierowane buciki z cielęcej skórki. Były piękne, ale Aida dostała cenniejszy skarb od małego dżina ze starej bramy. Z niego cieszyła się o wiele bardziej.