Genesis
Urodziłam się w Polsce z dawnych lat. Nie w takiej, jaką jest dziś.
Oddział położniczy znajdował się na drugim piętrze szpitala im. Gabriela Narutowicza w Krakowie. Sala porodowa była długa jak wagon a okna zamalowano białą farbą, żeby kobiety w połogu nie mogły popatrzeć na mężów palącym papierosy pod oknami porodówki. Kilkanaście kobiet leżało w długim szeregu na metalowych łóżkach z których obłaziła biała farba, pod którą była obłażąca zielona farba, pod którą była obłażąca kremowa farba, pod którą była obłażąca brązowa farba podkładowa, a pod nią już tylko rdzewiejąca stal z Huty im. Lenina. Zielone linoleum na podłodze miało wydeptane do gołego betonu ścieżki.
Wszystkie panie leżały w oczywistej pozie sugerującej otwarcie na świat. Jedne leżały cichutko, inne wrzeszczały w głos. Jedne modliły się do Najświętszej Panienki, inne solennie obiecywały mężom kastrację, jeśli jeszcze raz będą próbowali doprowadzić je do takiego stanu.Duszno. Zapach żrących środków dezynfekujących dławił w gardle. Wielkie grzejniki Faviera grzały jak oszalałe. A to już marzec. Wiosna. Krzyki kobiet. Lęk matki. Lęk dziecka. Nikt nie miał pojęcia, czy poród przebiegał prawidłowo. Ostatnia rewelacja to : „Ma Pani bliźniaki!!” Czy cokolwiek można było tu traktować poważnie? Cały personel zajmował się tylko jedna kobietą. Leżała trzy łóżka dalej. Moja mama jej nie widział. Słyszała tylko jej słabnące jęki. Nie mogła urodzić od ponad doby. Cierpiała. Płakała coraz ciszej. Opadała z sił. Powinni byli ją zabrać na blok operacyjny i zrobić cesarkę już wiele godzin temu. Dziecko byłoby bezpieczne. Od dawna wiedzieli, że sama nie urodzi. Nie miała siły. Potrafili zmierzyć tylko tętno. Zawsze coś. Tętno dziecka słabło.
Pozwolili jej jeszcze przez pół godziny błagać o pomoc. Jeszcze ciszej. Trudno powiedzieć, czy robili to z braku serca czy z głupoty? Wreszcie wkroczyła komisja. Tłum fartuchów, fartuszków, czepeczków i dyndających stetoskopów. Pokiwali głowami. „Zabrać na blok”.
Tupanie nóg w drewniakach. Cisza. Moja mama i ja czekałyśmy cierpliwie na swoją kolej. Byłyśmy dzielne. Wreszcie przyszedł czas. Klaps w tyłek. Zimno. Powietrze bezlitośnie wypełnia chłodem ciało.
Pontony płuc zostaną pełne przez dzień, rok, 80 lat? Krzyk rozpaczy.
Zapomniałam swoje przeszłe życia. Zapomniałam jaki był mój pierworodny grzech. Allach Najbardziej Miłosierny udzielił mi przepustki z siódmego nieba. To najlepsze już się skończyło. Teraz już trzeba żyć na wygnaniu.
Lśnienia
Najstarsze wspomnienie pochodzi z czasu przed wyjazdem nad Zatokę Perską. Jest czarno-białe jak zdjęcia z tych lat. Musi być tak wczesne, bo po moim wyjeździe zmarła prababcia, a to ona leżała w łóżku z którego już nigdy nie dane jej było wstać. Nie pozwalano mi wchodzić do jej pokoju bo chorowała, cierpiała. To ponoć nie jest widok dla dzieci. Wytłumaczyć trzylatce, że nie wolno i wyjść do innego pokoju? To oczywista prowokacja. W domu dziadków klamki były bardzo wysoko. Dorośli mieli je na wysokości piersi. Nie mogłam do nich dostać. Drzwi lekko pchnięte same się uchyliły. Zapach pokoju umierającej utkwił w mojej pamięci żywiej niż obraz. Gdy myślę o tej chwili czuję ciężki i słodki zapach starego ciała. Stanęłam w wąskiej szczelinie i spojrzałam na szerokie stare łóżko. Wysoko na białych poduszkach leżała chuda postać z maleńką twarzą. Cicho jęknęła, a może coś do mnie powiedziała. Wystraszyłam się i uciekłam. To zarazem pierwsze wspomnienie rejterady. Jako trzylatka wyruszyłam w świat. Ciotki wróżyły mojej mamie i mnie uwięzienie w haremie. Dziadkowie na to uśmiechali się z pobłażaniem.
Tata dostał pracę na Zatoką Perską. Potrzebowali tam architektów. Kuwejt był biały od oślepiającego słońca i piasku jak śnieg. Na dobry początek dostałam zielony rowerek na trzech kółkach. Syn sąsiadów Wael został moim przyjacielem. Był niezwykłym chłopcem z sarnimi oczyma. Bawiliśmy się razem całymi dniami. Kiedy to była zabawa w wojnę, on wolał iść spać. Kiedy bawiliśmy się w dom, on zawsze chciał być mamą. Ja byłam tatą. W końcu
dlaczego nie? Po roku mocno trzymając się za ręce poszliśmy razem do przedszkola. Przez pierwszy tydzień nikt nawet nie próbował namawiać nas na rozłączenia rąk. Potem kilka prób podjęto, ale bezskutecznie. Ja trzymałam go lewą, a on mnie prawa ręką. To dlatego, że on był leworęczny a ja wręcz przeciwnie. To dawało większe szanse przetrwania. Przestaliśmy się zachowywać jak rodzeństwo syjamskie dopiero po jakimś czasie. Znowu miałam dwie ręce!
Kiedy Wael przekroczył wiek dojrzewania okazało się, że ma skłonności homoseksualne. W ieku 15 lat zachorował na schizofrenię. Miał też ataki agresji i autoagresji. Rodzice robili, co yło w ludzkiej mocy. Ludzkie moce nie wystarczyły. Plotka przyniosła dławiące wieści. Nie żyje. Nie dowiem się już nigdy. Chyba, że po powrocie do Edenu lub do siódmego nieba, gdzie spodziewam się z nim spotkać i przeprosić, że nie było mnie przy nim. Mieszkałam już gdzie indziej. Daleko. Opuściłam przyjaciela.
Poznanie
Brytyjska prywatna szkoła podstawowa Kuwait English School mieściła się w dużym kamiennym budynku z podwórkiem otoczonym murem. Podwórko szkolne, czyli gigantyczna piaskownica była miejscem poznania swego miejsca w grupie. Potem również stopniowego, w miarę nauki angielskiego przesuwania się na drabinie ważności ze szczebla dla tych lekko niedorozwiniętych na ten dla prawie normalnych.Dzieciaki dyplomatów, biznesmenów, lekarzy, inżynierów zakontraktowanych na tej nieludzkiej ziemi zdobywały tam wiedzę pod troskliwym okiem Mrs. Mahmoud, angielskiej damy, małżonki jednego z chorobliwie bogatych szejków. Rzutka i bardzo bogata dyrektorka sprowadziła najlepszych angielskich pedagogów aby zapewnić swym podopiecznym poziom nauczania godny monarchii brytyjskiej.Do Palestyny, zniewolonej i krwawiącej ojczyzny taty, komuś tam rzekomo obiecanej, nie jeździłam wcale. Do szarej i biednej ojczyzny mamy przyjeżdżałam zazwyczaj z końcem
czerwca, kiedy to musiałam zdawać egzaminy z polskich przedmiotów. Tu czekał na mnie dom. Czekał dziadek, który potrafił wszystko, były ułan pokonany przez niemieckie czołgi. Czekała babcia, która haftowała piękne kwiaty i robiła najlepsze na świecie pierogi ruskie z ciasta cienkiego jak papier. Piwnica z ciemnią fotograficzną, kuzyn, wakacje na wsi wśród pól, lasów i sadów pachnących gruszkami, które opadły w trawę ciężkie od słodkiego soku.
Po przejściu wielu brudnych korytarzy z dziurawymi lamperiami i zapukaniu w wiele odrapanych drzwi rodzicom udało się zwolnić mnie z powszechnego obowiązku nauki języka rosyjskiego. Nie miał mnie kto w tych roponośnych piaskach uczyć języka Tołstoja i Dostojewskiego. Bomba wybuchła, kiedy miałam uzyskać świadectwo ukończenia szkoły podstawowej, wrócić do Polski uczyć się w liceum.
– Bez rosyjskiego nici z liceum!
– Ale ludzie! Jest czerwiec! Kiedy ja się nauczę rosyjskiego, skoro we
wrześniu już zaczyna się rok szkolny?
– Masz lipiec i sierpień! – usłyszałam od pani kurator.
Mówiąc to nie potrafiła opanować skurczu prawej strony twarzy. To było coś w rodzaju uśmiechu. Oznaczał mniej więcej tyle co niekontrolowany przypływ rozkoszy. A masz królewno! Wielkiego świata ci się zachciało! Znasz inne języki? To nie wystarczy, żeby w Polsce Ludowej iść do liceum. Wakacje spędziłam ucząc się rosyjskiego. Rosyjski w wannie, rosyjski na plaży, rosyjski pod drzewkiem, rosyjski na drzewku, rosyjski w samochodzie,
pociągu itd. Kiedy miałam dość przywoływałam w pamięci uśmiech pani kurator. Mogłam po tym uczyć się jeszcze przez dwie godziny. Teraz już nie ma takich dopalaczy. Teraz są jakieś inne. Jeszcze bardziej niezdrowe. To już nie to samo. We wrześniu okazało się, że byłam jedyną osobą w klasie, która mówiła, czytała i pisała po rosyjsku. Reszta klasy powtarzała odmianę :ja gawariu pa ruskij, ty gawarisz pa ruskij, on gawarit pa ruskij…
W polskiej szkole zaczęłam odkrywać nowe, nieznane mi zakątki naszej galaktyki. Edukacja socjalistyczna. nylonowe chałaty, nieleczony trądzik, dekret komisarza dyrektora:
Rajstopy mają mieć kolor cielisty.
Dekret wydany został na moją cześć, bo byłam jedyną, która posiadała rajstopy w innych kolorach niż cielisty. Inny dekret wydany po słonecznych wakacjach, kiedy moja przyjaciółka blondynka wróciła znad jezior mocno opalona i z płowymi od słońca włosami:
Farbowanie włosów jest surowo zabronione pod karą zawieszenia w prawach ucznia.
Hybryda
Kim jest ktoś, kto obchodzi Boże Narodzenie i Koniec Ramadanu? Jak nazywa się ktoś, kto modli się lub nie modli w dowolnie wskazanej świątyni lub daleko od niej? Kim jest ktoś, kto już tyle razy się przeprowadzał, zmieniał szkoły, języki, szukał nowych kolegów i koleżanki? Nie szukałam tożsamości. Miałam ją.
Marek
Formalnie Marek był kuzynem. Realnie bratem. Trochę starszy ode mnie, utalentowany rysownik, świetny matematyk. Opiekuńczy i kochający. W osiemnastej wiośnie życia zachorował na wściekle złośliwą białaczkę. Walczył z chorobą jak wojownik. Przegrał jak pod Termopilami. Trzymał jeszcze silny mróz kiedy kopano mu grób. Grabarze okropnie się męczyli z zamarzniętą ziemią, jakby kopali w betonie.
On podobnie jak dziadek zostali ze mną na zawsze. Umarli za wcześnie. Wracają w snach. Pytam ich o drogę. Odpowiadają, chociaż bardzo cichutko.
Per aspera
Przyszedł czas na nocne rozmowy studentów z oczami zmrużonymi od dymu papierosów. Czas harców na stołach w rytm rocka. Czas uniesień patriotycznych i miłosnych i czas alkoholowych upadków. Przyszedł też czas na przyjaźń. Tę bliską kochaniu. Tę, która przetrwała próby ognia, czasu i przestrzeni. Wreszcie przyszedł czas na diagnozę. Dokąd idę? Czy ja w ogóle gdzieś idę?
„Czas popiołów”, jak nazwał ten etap w życiu Robert Bly, następuje zaraz po „złotym dziecku”. Trzeba przetrwać. Świat wokół zmienił się. Upadło imperium, posypały się z niego resztki kradzionych sznurków do snopowiązałek, kalosze z filcowymi cholewkami, kartonowe kawałki Trabanta, kawałki żelbetu z wielkiej płyty. Posypały wszystko szarym pyłem o nieświeżym zapachu.
Koledzy prosto z barykad przeskoczyli do zardzewiałych małych fiatów, którymi zaczęli przywozić telewizory zza zachodniej granicy. Po jednym. Inni napełniali plastikowe butelki oranżadą niepewnego pochodzenia i marzyli o firmach z długonogimi sekretarkami, telefonami, z którymi można chodzić po ulicach i rozmawiać, jak w amerykańskich filmach i o samochodach jakichkolwiek, byle zachodnich. Trzeba było porzucić w sobie „złote dziecko” i ruszyć w „popioły” gęste jak w Herkulanum.