Lód na zamarzniętych kałużach trzeszczy pod podeszwami. Bezszelestnie toczą się gęstniejące wody Raby. Na wzgórzu cisza. Nie słychać mnisich śpiewów. Cisza.
Milczy sygnaturka. Nikt nie śpiewa Sanctus, Sanctus, Sanctus Dominus, Deus Sabaoth.
Zakon Rycerski Grobu Bożego w Jerozolimie usnął w Chełmie patrząc od XII wieku na panoramę Beskidu. Umilkł gwar targu u podnóża wzgórza. Została tylko zwyczajna, taka sobie wieś Targowisko. Nikt już nie pędzi stad Drogą Bydlęcą do Krakowa. Nikt nie wiezie już Starym Szlakiem Królewskim zboża, ani ołowiu z Olkusza, ani bursztynu z Gdańska w wielkich sakwach, ani soli w wielkich bryłach na wozach ciągniętych przez woły. Posłuszne i powolne. Droga była fragmentem szlaku świętego Jakuba i kończyła się w Santiago de Compostella w Hiszpanii. Ale to było dawno. We wsi Targowisko nikt już nie pamięta nikogo, kto pamiętałby kogoś, kto pamiętał. Powódź porwała most zbudowany przez zakonników przed wiekami. Drewniany kościół bożogrobców i karczma dla kupców w podróży spłonęła dawno temu, strzępy białego popiołu wpadły do rzeki. Nie spłoszyły brodzących na płyciźnie białych czapli. Tylko czasem, gdy buduje się nowy dom błyśnie w oczy rzymska moneta albo wczesnośredniowieczne skorupy naczyń z jasnej gliny. Podskórne żyły potrójnych murów obronnych grodziska w Chełmie zarosły drzewami. Twierdza bożogrobców dawno padła pod naporem złych wieści ze świata. Tylko cienie i powidoki snują się u podnóży uśpionych na zimę drzew. Patrzę z przymrużonymi oczyma i widzę.